W ostatnim czasie przeciwnicy budowy Instalacji Termicznego Przekształcania Odpadów (dalej: ITPO) udostępniają w Internecie i rozsyłają za pośrednictwem mediów społecznościowych rzekome „naukowe dowody”, wskazujące jakoby instalacje termicznego przekształcania odpadów miały wpływ na wyższą od średniej zachorowalność na nowotwory. Straszą zwłaszcza dioksynami. Rozsyłane przez nich treści – w przypadku Bielska-Białej podpisane m.in. przez Inicjatywę Obywatelską STOP spalarni w Bielsku-Białej – są niczym innym jak tylko szkodliwą manipulacją i cynicznym wykorzystaniem fragmentarycznych badań naukowych. Czujemy się w obowiązku odnieść do najważniejszej kwestii, czyli obecności dioksyn w procesie spalania, oraz skomentowania kwestii bardziej ogólnej, czyli wykorzystywania quasi-naukowych opracowań do bezpodstawnego straszenia mieszkańców.

Przesyłana przez przeciwników budowy spalarni „informacja” na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie wiarygodnej. Mają ją uwiarygadniać m.in. linki do publikacji naukowych i raportów. To z kolei ma sugerować, że to oni dotarli do prawdy. – Działanie przeciwników spalarni jest w tym momencie perfidne, gdyż udając, że przedstawiają prawdę opartą na naukowych faktach, dezinformują społeczeństwo – ocenia prof. Grzegorz Wielgosiński z Politechniki Łódzkiej od wielu lat zajmujący się badaniami m.in. procesów termicznego przekształcania odpadów z odzyskiem energii.

Prawda jest bowiem banalna i bynajmniej nie ma nic wspólnego z zatajaniem informacji przez zwolenników budowy instalacji. Żeby zdemaskować manipulację zawartą w przesyłanym piśmie, trzeba przyjrzeć się źródłom i na chwilę odejść od emocji.

Każdy z nas martwi się o zdrowie swoje i osób najbliższych. Dlatego tak łatwo wywołać emocje pisząc: „Spalanie śmieci nie jest bezpieczne dla życia i zdrowia okolicznych mieszkańców – potwierdzają to kolejne badania naukowe”. Paradoks polega na tym, że to zdanie jest prawdziwe, jednak użyte w kontekście sprzeciwu wobec nowoczesnej i spełniającej wszystkie normy instalacji, staje się manipulacją.

Spalanie odpadów w trakcie pożaru czy w domowych piecach rzeczywiście jest szkodliwe, choćby ze względu na obecność benzo(a)piernu, którego szkodliwość została wielokrotnie udowodniona.

Różnica, która z całą mocą trzeba eksponować w dyskusji o budowie instalacji spalającej odpady i paliwo z odpadów, polega na tym, że w profesjonalnych elektrociepłowniach wykorzystujących technologię odzysku energii z odpadów spalanie odbywa się w sposób kontrolowany. Mało tego, normy emisji ustalone dla tych procesów są najbardziej wyśrubowane spośród spalania wszystkich paliw, w tym gazu i biomasy. Dotyczy to także dioksyn, które zasługują na poświęcenie im uwagi, bo to nimi szczególnie straszą przeciwnicy budowy ITPO.

„Europejska Agencja Środowiska potwierdza, że największym źródłem toksycznych dioksyn jest sektor gospodarowania odpadami, czyli głównie spalarnie” – piszą.

To jedno, krótkie zdanie ma oczywiście wywołać emocje u czytelników i wskazywać „winnych truciu mieszkańców” (w domyśle: inwestorów i właścicieli obiektów). Chcąc podsycić te emocje, przeciwnicy ewentualnej budowy ITPO zestawiają sformułowania „toksyczne dioksyny” z „gospodarką odpadami” i  „głównie spalarniami”. Tak właśnie powstaje manipulacja płynnie przechodząca w kłamstwo. Niczym innym jak kłamstwem jest bowiem zdanie: „Nauka mówi jednoznacznie, że głównym źródłem dioksyn w środowisku jest kontrolowane spalanie odpadów (…)”.

Nauka mówi bowiem coś zgoła innego! Dane Głównego Urzędu Statystycznego z 2019 r. wskazują, że za 62,7% emisji dioksyn, czyli 172 g z 274 g wyemitowanych  właśnie w 2019 r. w Polsce odpowiadają paleniska domowe. Tak! Najwięcej dioksyn powstaje w przydomowych piecach.

Cała, szeroko pojęta, gospodarka odpadami odpowiadała w 2019 r. za emisję 61 g dioksyn. W wyniku pożarów składowisk i miejsc magazynowania odpadów (czyli niekontrolowanego spalania odpadów) do atmosfery dostało się ich 26,5 g.

W tym samym roku osiem działających ITPO, które bezpiecznie zagospodarowały 1 mln ton odpadów i z których wyprodukowało ciepło i prąd, wyemitowało raptem 0,05 g dioksyn.

„Pomimo modernizacji spalarni i montowanych filtrów, w wyniku spalania śmieci nadal emitowane są rakotwórcze dioksyny” – piszą przeciwnicy budowy instalacji w Bielsku-Białej. I znów mamy do czynienia z manipulacją, podsycaniem strachu bazującym na niewiedzy. W każdej niemal dyskusji o instalacji spalającej odpady, w postach, pismach, wypowiedziach i komentarzach w mediach społecznościowych, dioksyny odmieniane są przez wszystkie przypadki.

Tymczasem, jak tłumaczy prof. Grzegorz Wielgosiński z Politechniki Łódzkiej, dioksyny powstają niemal we wszystkich procesach termicznych. Wystarczy, że spalanie odbywa się w temperaturze od 200-700 °C, a w spalaniu reagują ze sobą materia organiczna (w tym sadza) z chlorem (pod różnymi postaciami), w obecności tlenu (często też w obecności metali takich jak: glin, cynk czy miedź). Dioksyny powstają m.in. przy wybuchu wulkanów, a te związane z działalnością człowieka m.in. w hutnictwie, ale też – uwaga! – w czasie palenia papierosów, a nawet smażenia i grillowania. Nikt jednak nie myśli o zamykaniu hut, czy zakazie grillowania ze względu na emisję dioksyn. Dlaczego? Bo nie ma naukowych dowodów, opartych na statystycznych badaniach, jakoby dioksyny rzeczywiście przyczyniały się do wzrostu zachorowań na raka.

– Benzo(a)piren i inne wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne są silnie kancerogenne, natomiast brak jest naukowych, potwierdzonych statystycznie dowodów na kancerogenność dioksyn – podkreśla prof. Grzegorz Wielgosiński. – Do 2000 roku panowało dosyć powszechne przekonanie o ich kancerogenności i z tego okresu pochodzą publikacje WHO oraz IARC. Szeroko zakrojone badania na początku lat dwutysięcznych wykazały, że nie ma statystycznej zależności pomiędzy zachorowalnością na choroby nowotworowe a ekspozycją na dioksyny. Wniosek ten został potwierdzony wielokrotnie w późniejszych badaniach i choć czasami wydaje się na postawie analizy pojedynczych wyników badań, że taka zależność może istnieć. Jest to jednak zależność poniżej istotności statystycznej, czyli w granicach błędu statystycznego – podsumowuje.

Dlatego używanie wyników tych badań przez przeciwników powstawania ITPO jest wybiórcze i szkodliwe. Wiele ze wskazywanych przez nich publikacji ma bowiem tzw. charakter przyczynkowy. Dotyczy niewielkiego wycinka i nie ma statusu potwierdzonych statystycznie wyników badań. W konkluzjach piszą o tym nawet autorzy tych publikacji!

Zwracają oni uwagę, że zauważyli pewne zależności między emisją dioksyn a wzrostem zachorowań, ale ich wnioski wymagają potwierdzania i dalszych, pogłębionych badań. Takie badania, dotyczące oddziaływania emisji z ITPO na zdrowie ludzi i stan środowiska oraz toksyczności dioksyn, są prowadzone. Publikacje przeglądowe, zawierające analizę bardzo dużej ilości obserwacji nie potwierdzają negatywnego oddziaływania ITPO.

Pisząc prościej: przeciwnicy powołują się na publikacje naukowe. Autorzy tych publikacji sami piszą,  że ze względu na niewielką skalę badań ich wnioski mogą nie pokrywać się z prawdą. W konkluzjach uczciwie przyznają, że ich wnioski wymagają weryfikacji poprzez dalsze badania statystyczne, zbierające więcej danych, prowadzone w większej liczbie lokalizacji, itd. I właśnie te badania statystyczne jednoznacznie obalają wstępne wnioski z badań cząstkowych, na jakie powołują się przeciwnicy ITPO.

Działanie przeciwników spalarni rozsyłających pismo wraz z odnośnikami do badań cząstkowych jest więc wykorzystaniem badań do manipulacji. Udając, że przedstawiają „prawdę opartą na naukowych badaniach”, dezinformują społeczeństwo.

Skrajnym przykładem jest powoływanie się przez nich na choćby raport WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) i IARC (Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem) z roku 2014. Dotyczy on zachorowań na choroby nowotworowe i liczy sobie aż 1436 stron. Sęk w tym, że na ani jednaj stronie nie pada słowo: „dioksyna”, skróty „PCDDs” (oznaczający polichlorowane dibenzo-p-dioksyny) i „Fs” (polichlorowane dibenzo-p-furany), ani określenie „spalanie odpadów”.

Mówiąc wprost: przeciwnicy budowy ITPO używają więc jako „dowód” na kancerogenność dioksyn i spalarni odpadów raportu, który ani słowem nie wspomina ani o dioksynach, ani o spalarniach odpadów. Trudno to nawet skomentować.

Używanie w ten sposób jakichkolwiek badań naukowych i raportów jest co najmniej nadużyciem. Uderza to nie tylko w zwolenników budowy instalacji odzyskujących energię z odpadów, mieszkańców, którzy powinni otrzymywać rzetelne i sprawdzone informacje, ale też w samych naukowców, którzy prowadząc badania liczą się, że mogą one zostać obalone. Ich pracę i rzetelne, zakładające margines błędu publikacje, cynicznie wykorzystuje się do walki z zagrożeniem, które – jak wykazały liczne, wieloletnie statystyczne badania – tak naprawdę nie istnieje.

 

 

Redakcja "Przeglądu Komunalnego"

 

grafika